Dzisiaj jest: 19.4.2024, imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa

Mariusz Gładysz z Trzebiatowa potrzebuje naszej pomocy

Dodano: 5 lat temu Autor:

Dokładnie 12 miesięcy temu usłyszałem pierwszą diagnozę – tzw. sierocy nowotwór nerki, bardzo rzadki Rak nerki z czopowym nowotworem umiejscowionym w żyle głównej dolnej, wchodzący na około 4 cm w serce.

Mariusz Gładysz z Trzebiatowa potrzebuje naszej pomocy

Mariusz Gładysz – Moja walka o życie
 

Mam 41 lat. Jeszcze przed rokiem mój świat rozpięty pomiędzy rodzinnym domem i pracą, pomiędzy uśmiechami dzieci i kochającym spojrzeniem żony wpisywał się w scenariusz z tytułem „szczęśliwe życie”. Dokładnie 12 miesięcy temu usłyszałem pierwszą diagnozę – tzw. sierocy nowotwór nerki, bardzo rzadki Rak nerki z czopowym nowotworem umiejscowionym w żyle głównej dolnej, wchodzący na około 4 cm w serce. To niespotykana postać, na którą choruje około 1% ludzi w całej Europie. Rodzina i przyjaciele pocieszali, że rak to nie wyrok, że można żyć z jedną nerką. A ja wierzyłem i bardzo chciałem walczyć dla siebie, mojej żony, dwójki dzieci. Już na starcie było pod górkę, bo większość lekarzy nie chciała podjąć się operacji. Ostatecznie trafiłem do szpitala we Wrocławiu. To tu cudowni ludzie, lekarze niezwykle oddani podjęli wyzwanie, walcząc o moje życie na sali operacyjnej przez 7 godzin. Do tego pospolitego ruszenia dołączyli także moi krajanie – mieszkańcy Trzebiatowa, którzy bardzo szybko odpowiedzieli na apel w sprawie zbiórki krwi.

Lekarze z Wrocławie podarowali mi drugie życie. Wierzyłem, że pokonamy wspólnie chorobę, że będą mógł wrócić do rodzinnego miasta i podziękować tym wszystkim wyjątkowym osobom, które dodawały mi otuchy i siłę do walki.Trzy miesiące wypełnione nadzieją, którą na próbę wystawił wynik badania tomografem, jaki zrobiłem po kilku tygodniach od operacji. Okazało się, że „obcy” w moim ciele czeka przyczajony, by odebrać mi wszystko, że choroba wraca. Zaczyna się wyścig z czasem: konsultacje, walka, poszukiwanie ratunku, wreszcie chemia w Szczecinie. Kolejne trzy miesiące odliczane w rytm spadających przez kroplówkę leków. Dni zlewające się w szarość, smutne twarze moich dzieci i totalny brak sił, by się z nimi pobawić, wyjść na spacer. Po trzech miesiącach znówtomograf. Wynik nie pozostawia złudzeń -  nowotwór daje przerzuty do wątroby, lędźwi, węzłów chłonnych. Jakby tego nie było dość, ktoś, gdzieś daleko w instytucji zwanej NFZ, gdzie nie widzi się chorego i nie zna się smaku walki o życie decyduje, żeby odebrać mi chemię. W ich żargonie „nie rokuję”. Zaczynam dramatyczny wyścig z czasem, chwytam się każdej nadziei, każdej szansy. Wreszcie znajdujemy lek. Niestety koszt miesięcznej kuracji to 30 tysięcy złotych. Wydatek dla nas nieosiągalny. Udaje się nam trafić na zamiennik, lek sprowadzamy z Indii. Nie poddaję się, choć kryzysy przychodzą coraz częściej, siły dodają mi rodzina, praca, przyjaciele. Najbardziej boli jednak fakt, że państwo zapomniało o mnie! Nie otrzymałem żadnego wsparcia, choć przez lata jako pracodawca i przedsiębiorca płaciłem podatki, zatrudniałem ludzi. Dziś słyszę, że to samo Państwo nie będzie refundować leków, bo tej rodzaj rak nie podlega refundacji. Mówią, że „nadzieja umiera ostatnia” jest i szansa dla mnie. Leczenie zagranicą, którego kosztów nie udźwignę sam z moją rodziną. Bardzo ciężko jest prosić o pomoc, ale w tej sytuacji to jedne rozwiązanie. Zwracam się z prośbą do wszystkich, którzy mogę wesprzeć moją walkę. Każdy grosz jest na wagę złotą. Proszę o udostępnianie informacji o mojej zbiórce. Być może ktoś z Państwa może podzielić się kontaktami do lekarzy, którzy zechcieliby zmierzyć się z moim przypadkiem, może radą lub informacją, gdzie szukać pomocy. Z całego serca dziękuję za wszystko. Podejmuję najważniejszą walkę mojego życia licząc na Waszą pomoc!

TU TRWA ZBIÓRKA - MOŻESZ PRZEKAZAĆ PIENIĄDZE 

Mariusz Gładysz

5
0

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOK-U BĄDŹ ZAWSZE NA BIEŻĄCO!

Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.